Dzisiaj niedziela, tak że przed Wami druga część artykułu o mojej kuchni. Był już stół, lampy w kształcie uroczych czajników i magiczna półka z antykwariatu.
Zacznijmy zatem po kolei, czyli od prawdziwej włoskiej królowej mojej kuchni- czarnej kuchenki gazowej Lofra. Zanim zaczęłam w ogóle marzyć o powrocie do domu i jego remoncie, zbierałam w swoim segregatorze różnego rodzaju inspiracje. Na pierwszych stronach można było znaleźć mnóstwo zdjęć kuchenek w stylu retro. Wiedziałam, że jak tylko kiedykolwiek przyjdzie mi zamieszkać w innym miejscu, to na pewno takowe cacko będę posiadać. Złote uchwyty tej kuchenki tworzą niesamowicie elegancki klimat, a elementy te idealnie współgrają z kolorystyką płytek Ceracasa i kwadratowym dekorem pośrodku pomieszczenia. Dlaczego akurat kuchenka na gaz? Generalnie mnie to było obojętne, ale mój Mąż uparł się, że w przypadku wybuchów na słońcu czy najazdu obcych z Marsa, którzy odetną nas od prądu to przynajmniej ugotujemy sobie zupę (ja jednak uważam, że po ciemku będzie ciężko). Kuchenka ma jedną wadę, która nazywa się „cena”. Przy moim budżecie, który z góry sobie narzuciłam remontując dom, musiałam zrezygnować z mebli na rzecz tego urządzenia. Często pytacie mnie na Instagramie o tę kuchenkę i mogę śmiało napisać, że jestem bardzo zadowolona, iż zdecydowałam się akurat na ten model. Faktycznie w tym przypadku elegancja idzie w parze z jakością i funkcjonalnością, a dla mnie to kolejny dowód, że gra była warta świeczki.
Tak duża kuchenka wymaga też odpowiedniej oprawy w postaci dobrze dobranego wyciągu/okapu. Na punkcie kuchennych zapachów mam prawdziwego świra, o czym zapewne przekonacie się jeszcze niejednokrotnie. Boczna zabudowa kuchni, to nie tylko celowy efekt wizualny, ale przede wszystkim osłona przez wydostawaniem się przykrych aromatów na cały dom. Odpowiednio podłączony okap oraz osłona z zabudowy kuchennej daje niesamowite efekty, chociaż jestem zdania że zawsze mogłoby być jeszcze lepiej :) Jeżeli kiedykolwiek zdecydujecie się na takie rozwiązanie jak ja, pamiętajcie aby odpowiednio zabezpieczyć boczne ściany zabudowy od strony kuchenki. Ja postawiłam na osłonę szkłem i jestem bardzo zadowolona. Przede wszystkim drewno nagrzewa się, czego bardzo się bałam, a poza tym łatwiej jest zmyć tłuszcz ze szkła niż z białego MDF-u.
Boczne ściany zabudowy kuchni też są dobrze zagospodarowane. Jak można zauważyć na zdjęciu zaprojektowałam w nich podłużne, otwierane szafeczki na herbatę i makarony :)
Moja rada przy projektowaniu kuchni jest prosta, ale bardzo przydatna.
Przed przystąpieniem do prac, zmierzcie dokładnie wysokość wszystkich ulubionych produktów spożywczych i zastawy, bo później może okazać się, że butelka z olejem nie zmieści się tam, gdzie wcześniej zaplanowaliście ją umieścić. Na pierwszy rzut oka wydaje się to być dosyć kuriozalne i śmieszne, ale wierzcie mi, że wykonać kuchnię to nie lada sztuka. Prawdziwym wyzwaniem jest zrobienie jej zgodnie z naszymi planami i zamysłami. I tutaj przechodzimy do tego, co być może nie do końca dobrze przemyślałam w tej mojej ukochanej kuchni. Po jej prawej stronie są dwie duże zabudowy w których z jednej strony mieści się lodówka, a z drugiej zamrażarka. Sam pomysł jest w porządku, ale teraz wiem, że brakuje mi właśnie jednego skrzydła na to, aby schować gdzieś: wiadro, zmiotkę i środki czystości. Jak się okazało wysuwana szafka spod zlewu, nie udźwignęła ilości ścierek i płynów do mycia różnego rodzaju powierzchni. Z perspektywy czasu wiem, że łatwiej byłoby biegać do piwnicy co jakiś czas po mrożonki, niż codziennie po wiadro z mopem :)
Jeżeli mówimy o czystości, to jak pewnie zauważyliście zabudowa kuchenna sięga samego sufitu. To najlepsze co mogłam zrobić z kilku powodów. Po pierwsze taki trik, a ściślej mówiąc szklane witryny sprawiają wrażenie wyższego pomieszczenia, mimo iż w tym starym budownictwie wysokość to jedyne 260 cm. Po drugie z doświadczenia wiem, że zbierający się na szafkach kurz pomieszany z oleistymi substancjami są zabójczo ciężkie w czyszczeniu. Pamiętajcie jednak, aby w wypadku takiej zabudowy do sufitu, nie zapomnieć o kratce wentylacyjnej.
Kran też należy wcześniej odpowiednio przetestować albo dopytać się mądrzejszych od siebie. Nie ma chyba nic gorszego jak woda pryskająca w twarz podczas zmywania naczyń. Ja zainwestowałam w wysoki kran z wyciąganą wylewką (i tutaj w google sprawdzałam budowę baterii kuchennej) czyli tej części, dzięki której swobodnie mogę umyć zlew lub nalać wodę do większego garnka (nie gimnastykując się przy tym przekręcając odpowiednio garnek z którego i tak wylałoby mi się połowę wody przy wyjmowaniu ze zlewu).
Na deser zostawiłam szklane drzwi ze szprosami, czyli taki element mojego domu, w który zainwestowałam później. I tu pojawia się pytanie: kuchnia razem z salonem czy osobno? To zależy. Jak już wcześniej wspominałam nie lubię kuchennych zapachów unoszących się po całym domu, tym bardziej że mam dziewięć zasłon w salonie, które uwielbiają wchłaniać wszelkie zapachy. Drzwi to również jedna z lepszych moich inwestycji. Mogę je otworzyć i wtedy kuchnia z salonem tworzą jedną całość. Nawet jak je zamknę to przeszklenia nie zamykają przestrzeni, a jednak zatrzymują wszystkie nieprzyjemne zapachy.
Na razie to wszystko, ale tak jak wspomniałam do kuchni będziemy powracać. Zapewne coś przeoczyłam, ale jeżeli macie jakiekolwiek pytania piszcie do mnie na Instagramie. Postaram się na nie odpowiedzieć lub nawet poświęcić kolejny wpis na blogu.
Wasza Ciotka :)