To nie będzie za długi wpis i tym razem postawię na zdjęcia. Nie tylko dlatego, że jestem w pięknych okolicznościach przyrody. Właśnie widzę przed sobą morską lagunę, wysokie palmy i piasek jak mąka pszenna typu 500 :) Niech Was nie zmylą te cudowne opisy, gdyż ja po prostu... zapomniałam komputera i piszę ten tekst na telefonie, poprawiając te dwa zdania napisane powyżej już jakieś dwadzieścia razy. Sami wiecie... nie chciałabym sie nabawić rozstroju nerwowego na wymarzonym urlopie, na który czekałam 14 lat, ale nie chciałabym Was zawieść, bo wiem że dużo osób czeka na coniedzielny wpis.
Skupiając się na salonie i korzystając z okazji, że mój Małżonek właśnie chrapie w domku krytym strzechą (jejulu jak mu fajnie) opowiem Wam co nieco o sercu mojego domu.
Czysto i przejrzysto? ha-ha-ha! Na codzień jest tutaj bałagan, a na ławie leży: rozebrana lalka Barbie, ”Kukbuk Dzieciaki”, nasiona rzeżuchy, Capitan Ameryka przebrany za Iron Mana i takie tam inne dziecięce artefakty. Robiąc zdjęcia tuż przed samym wylotem na Malediwy, zsuwałam wszystko zamaszyście na podłogę, tak by nie było widać bałaganu w kadrze :) Kocham porządek, ale utrzymanie go przy trójce dzieci w moim przypadku oznaczałoby rezygnację z jakiekolwiek życia na rzecz ściereczki z płynem czyszczącym. Kiedy zauważyłam, że moje wieczory zamiast na odpoczynku spędzałam na namiętnym czyszczeniu piekarnika, doszłam do wniosku, że to nie ma sensu i po prostu muszę to najzwyczajniej w świecie pisząc- olać.
Zacznijmy od lampy, bo to mój najnowszy zakup. Oczywiście jak zawsze, to i tym razem także mała anegdota. Lampa ma średnicę 140 cm, więc jest naprawdę spora i sami widzicie, że jest pokaźnych rozmiarów. Kiedy przyszła paczka z Petite Friture Vertigo, wyglądem przypominała niewielkich rozmiarów paczuszkę. Nastawiłam się porządnie, klękając przy niej i chcąc podnieść zapewne tę bardzo ciężką lampę. Paczka o mało nie wypadła mi z rąk, uderzając tym samym o sufit. Jak się okazało to nowoczesne cudeńko wykonane jest z ultralekkiego włókna szklanego i lampę mogłabym trzymać dwoma palcami, niewiarygodne, ale prawdziwe. Jej dużym atutem jest to, że świetnie pasuje do nowoczesnych wnętrz jak i klasycznych wystrojów. Widziałam ją kilkanaście razy w zupełnie innych pomieszczeniach i za każdym razem Petit Friture wyglądała bombowo.
Zostawmy już lampę, bo o niej można pisać bez końca i zajmijmy się domową roślinnością. Jeszcze rok temu w miejscu palmy i szeflery, stało tu piękne drzewo oliwne, którego jak widać już nie ma. Spokojnie... nie skończyło jako drewno na opał, ale jest na zewnątrz i robię wszystko aby doszło do siebie (czyt. ratuję je). Drzewo oliwne latem lubi słońce i ciepło, a zimą chłodek, tak około 12-17 stopni. Niestety nasze zimy to centralne ogrzewanie, suche powietrze i ciepło utrzymywane przez grzejniki, a drzewa które waży ponad 200 kilo nie przeniesie się za pstryknięciem palca do chłodnego pomieszczenia. Mój błąd, za który zapłaciłam wysoką cenę. Nie chodzi o pieniądze, ale mam ogromny żal do siebie i nie wiem czy oliwkę da się uratować. Obecnie stoi pod dachem na tarasie owinięta agrowłókniną, aby nie dobiły jej nasze mrozy :/ Mam jeszcze nadzieję, że będzie dobrze i będę mogła ją Wam pokazać piękną i okazałą na moim tarasie.
Dwie kanapy, które widzicie zrobione są na zamówienie u tapicera i to oznacza, że nie można ich kupić w żadnym firmowym sklepie. Z jednej strony chciałam utrzymać w domu biele i szarości, które kocham. Z drugiej strony bardzo nie lubię nudy i wnętrz, które wyglądem przypominają szpitalne korytarze, dlatego zdecydowałam się na delikatny wzór na oparciu kanapy. Niby nic, a już nie jest nudno oraz monotonnie. Do całości dodałam jutowe, duże poduchy z Zara Home, a zamiast doniczek kosze wykonane z tego samego materiału , które dodają ciepła całemu wnętrzu.
Kiedyś marzyły mi się w oknach białe shuttersy, ale niestety nasz salon zlokalizowany jest w większości od wschodniej strony, co oznacza że przez większość dnia jest dosyć ciemno, a ja na tym punkcie mam delikatnego bzika. Już podczas remontu, na planie rozbudowy umieściłam 8 dodatkowych okien, tak aby w domu było jeszcze jaśniej. Inwestycja w shuttersy w tym wypadku raczej mija się z celem, dlatego zaprojektowałam meblościankę i wszystkie zabudowy kaloryferów z shuttersami, tak aby chociaż w jakiejś części zaspokoić swoje wizualne pragnienia. Obiecuję że to tylko mała część i tak naprawdę wstęp do wnętrzarskich artykułów.
To na co mogę zwrócić Wam uwagę, to abyście jeszcze przed remontem, budową czy projektem mebli spróbowali umieścić odpowiednio sprzęt w danych miejscach. Później może okazać się, że na przykład Wasz ukochany wazon wcale nie zmieści się na danej półce, a płyta DVD będzie wystawać z mebla.
Zabudowa w salonie, była projektowana przeze mnie, tak aby pasowała dokładnie pod każdy sprzęt. Zwróćcie uwagę, że wszystko ma swoje miejsce. Przed narysowaniem projektu, zmierzyłam dokładnie wszystkie sprzęty i rzeczy które miały docelowo się w tej zabudowie zmieścić: począwszy od płyt DVD, po sprzęt RTV i nagrody Cezarego, które stoją na górnych półkach.
Miało być krótko i na temat, a okazało się że właśnie wskoczyło 830 wyrazów, nie dostałam nerwicy od klawiatury na ekranie i mam się całkiem dobrze :)
Wasza Ciocia Edyta